25 sierpnia 2014

Rozdział 4

                                          Muzyka
+18
Justin POV
Pierwszy raz chyba pozwolę sobie na takie zwierzenia. Może to pojebane że 20 letni facet potrzebuje kogoś do zwierzenia ale.. Prócz głosów w mojej głowie nie mam już nikogo. Dlaczego zabijam? To nie ja chcę to robić, oni mi każą. To jest tak jakbyś.. Nie wiedział kim w sumie jesteś i wiesz? To cholernie męcząco kiedy budzisz się myśląc. Jestem Justinem? Tak, dokładnie takie myśli mam gdy tylko otwieram oczy i nie widzę nic innego prócz tych samych białych ścian, i jednej durnej szafce w rogu pokoju. Opowiem wam teraz dlaczego zabiłem swoją rodzinę. Tak, to może być trochę brutalne, ale chcę wszystko wytłumaczyć. Sobie jak i wam. W sumie miałem wtedy 15 lat, wchodziłem w ten wiek dorastania wiecie, alkohol, pierwszy seks, narkotyki. Właśnie przez to ostatnie zachorowałem na schizofrenię. Objawiła się całkiem wcześnie, nawet aż za bardzo wcześnie.. Mój ojciec był pierdolonym brutalem. Pił alkohol dzień w dzień, bił matkę, moje rodzeństwo, a kiedy tylko ich broniłem, najbardziej wyżywał się na mnie. Go zabiłem wtedy kiedy przyszedłem totalnie zaćpany do domu. Miałem już te myśli "Justin zabij go, on cie traktuje jak śmiecia" i tak też zrobiłem. Kiedy tylko chciał mnie uderzyć, nóż przeszył jego serce. Moim kolejnym celem była mama.. Myśli krążyły wokół jednego "Przecież ta szmata na to pozwalała!". Nie wyobrażacie sobie jak strasznie teraz mi jej brakuje. Nie wybaczę sobie tego nigdy, zabiłem matkę z pierdolonym uśmiechem na ustach. Rodzeństwo podpaliłem. Do dzisiaj co noc słyszę ich płacz i krzyk, oraz błagania bym im pomógł. Sam wtedy miałem ochote się zapierdolić, czemu tego nie zrobiłem? Bo jestem pierdolonym frajerem. I te głosy mi nie pozwalały.. Kiedy poczułem łzy na policzkach, Jen weszła do sali i wpatrywała się we mnie swoimi dużymi niebieskimi oczami, trzymając w ręce jakieś ubrania. Wierzchem dłoni wytarłem łzy i uśmiechnąłem się do niej.
- I jak? Mogę wyjść? - Zapytałem z nadzieją. To była szczera nadzieja, od 5 miesięcy nie pozwalano mi stąd wychodzić. Z Tego oddziału. Chociaż wiele razy dawałem rade uciekać i.. Tsa przy okazji zabijać.
- Tak, Bruce się zgodził, powiedział tylko abyśmy byli przed 21 bo muszę podać ci leki. - Uśmiechnęła się podchodząc do mnie. Mam być szczery? Jen jest jedyną osobą przy której te głosy nie stają się tak ważnie. Chyba wtedy najbardziej interesuje mnie jej osoba. Oni jej nienawidzą, każdej nocy przed zaśnięciem toczą w mojej głowie wojne krzycząc że mam ją zamordować. Dlatego skłoniłem się do tego duszenia jej.. Głupio mi. Położyła mi na łóżku jakieś ubrania i kazała się ubrać. Wziąłem je do ręki i wszedłem do małego pomieszczenia do którego dużo razy wpierdalali mnie gdy miałem ataki. Ubrałem się i wyszedłem z powrotem do Jenny która siedziała na łóżku, wpatrując się w swoje paznokcie.
- Skąd wzięłaś te ubrania? - Spojrzałem na nią odkładając na szafkę okulary. Dziewczyna spojrzała na Mnie i zarumieniła się.
- Aż tak źle? - Zaśmiałem się podchodząc do niej i łapiąc ją za ręke.
- Nie, wyglądasz.. Świetnie. - Przejechała wzrokiem po moim ciele i wstała puszczając moją rękę. Westchnąłem, bo czego mogłem się spodziewać? Zdjęła swój fartuch i poprawiła swój czerwono-beżowy sweter znowu łapiąc mnie za rękę.
- Aha, czyli teraz będzie mnie pilnować? - Poruszyłem w zabawny sposób brwiami ruszając za nią w stronę wyjścia. Kiedy wyszliśmy z sali, moje głosy w głowie znowu dały o sobie znać. Ignorowałem je jak mogłem ale nie miałem na czym innym się skupić.
- Jen mów coś do mnie błagam - wyszeptałam zaciskając jej ręke kiedy jeden z głosów zaśmiał się upewniając mnie w fakcie jak bardzo jestem śmieciem.
- Um.. Nie wie-
- Cokolwiek. - Nie dałem jej dokończyć. Chwilę później rozmowy na prawdę nam się skleiła. Śmialiśmy się praktycznie na głos, wygłupialiśmy przez co kilka pielęgniarek dziwnie na nas patrzyło. Kiedy tylko byłem kilka stopni szybciej od niej, wskoczyła mi na plecy chichocząc. Głosy totalnie dały mi spokój. Złapałem ją pod kolanami by mi nie spadła. Szliśmy tak przez hol główny, gdzie wszyscy się na nas gapili. Jakaś niska blondynka podbiegła do nas uśmiechając się szeroko.
- Gdzie idziecie Jen? - Zapytała uśmiechając się. Dziewczyna zeszła z moich pleców, przytulając blondyn.. Isabellę na powitanie. Jej imie wypisane było na plakietce.
- Na spacer. Idziesz z nami? - nie podobało mi się to bo chciałem pobyć z Jen sam, no ale cóż.
- To wezmę z nami Christiana! - Dziewczyna pisnęła zaraz po tym wołając niejakiego Christiana.
- Jestem Chris, miło mi - Wyciągnął w moją stronę rękę, a ja zachowałem się jak idiota bo przez minutę wpatrywałem się w tą rękę jak w jakąś nieznaną mi rzecz. Po chwili jednak szybko ją uścisnąłem.
- Ja Justin. - Odpowiedziałem następnie chowając ręce do kieszeni swoich skórzanych spodni.
- To wiem.. Gdzie idziemy? - Zapytał zwracając się do Jen, czułem się tutaj cholernie niechciany.
- Przejść się po parku na terenie szpitalu. - Po chwili Jenny, niespodziewanie złapała moją rękę idąc w stronę drzwi i.. Ona jej nie puszczała. Splotłem ze sobą nasze palce. Po chwili cała nasza czwórka zaczęła rozmawiać. Czułem się normalnie, jakbym nigdy nie był w tym psychiatryku. Chciałem żeby tak było już na zawsze, bez tych głosów zacząłem spostrzegać świat piękniejszy. Kiedyś tak nie było. Znajomi Jen okazali się nawet sympatyczni, nie traktowali mnie jak typa chorego na schizofrenie, lecz jak równego im. To mi się chyba podobało. Wszyscy usiedliśmy na dużej ławce w parku. Stąd idealnie widziałem budynek w którym, jestem całe dnie i noce. Zaciągnąłem się powietrzem, wpatrując się przed Siebie. Oni rozmawiali a ja tak po prostu cieszyłem się tym widokiem. Słońce ogrzewało moją twarz co powodowało lekki uśmiech u mnie, przypomniało mi się jak zawsze wraz z mamą i rodzeństwem wychodziliśmy w właśnie takie dni na długie spacery. Robiliśmy wszystko żeby uwolnić się od ojca chociaż na kilka godzin. Wspominałem o tym że mi ich brakuje? Chyba tak, ale powtórzę się.
- Justin wszystko okej? - poczułem na swoim ramieniu drobną dłoń Jenny. Spojrzałem na nią ze łzami w oczach i kiwnąłem głową na Tak. Sam zauważyłem jak jej oczy w tym momencie zrobiły się lśniące od łez.
- Zaraz wrócimy. - Jen powiedziała do Isabelli i Christiana którzy byli pochłonięci rozmową. Przytaknęli i od razu wrócili do rozmowy. Ja z Jen wstaliśmy i nawet nie wiem w jakim kierunku szliśmy. Dziewczyna prowadziła mnie w kierunku jakiegoś wielkiego muru. Były tam betonowe bloki, i to miejsce szczerze znajdowało się dosyć daleko od ośrodka. Nie wiedziałem że teren tej placówki jest tak potężny. Blondynka puściła Moją rękę i usiadła na jednym z bloków, a ja zaraz obok niej.
- Powiesz mi dlaczego dzisiaj jesteś tak przygnębiony? - Zapytała wpatrując się we mnie. Co miałem jej powiedzieć? Westchnąłem opuszczając głowę w dół. Nic jej nie mów idioto! Głos w mojej głowie zawołał na co zacisnąłem mocno szczękę.
- Wiesz Jen.. To nie jest tak łatwo żyć ze świadomością że.. Że zabiłem swoją rodzinę. Jestem psycholem, mordercą, gwałcicielem, ale.. Cholernie mi ich brakuje. Nie żałuje że zabiłem ojca, był totalnym tyranem dla nas. Ale żałuje że zamordowałem Mamę i rodzeństwo. Wiesz? Myślę że gdyby teraz żyła bardzo by Cię polubiła. Jesteś prawie tak samo idealna jak ona. Jazzy i Jaxon byli tak strasznie uroczy. Miałem te 14 lub 15 lat ale uwielbiałem spędzać z nimi czas. To nie jest tak że mam z tego satysfakcję. Strasznie chciałbym cofnąć czas, i pozostawić ich przy życiu. - Powiedziałem z ogromnym uściskiem w gardle. Miałem ochote zacząć płakać jak małe dziecko. Ale powstrzymałem się. Spojrzałem na Jen, która wpatrywała się we mnie płacząc. Oplotłem delikatnie ręce na jej ramionach i przytuliłem do Siebie.
- Nie płacz. - Uśmiechnąłem się sztucznie, bujając się z nią na boki.
- Zawsze myślałam że jesteś na prawdę złym człowiekiem. - Wyszeptałam wycierając łzy z oczu.
- Już cicho.. Wracajmy do nich. - Dodałem łapiąc ją za dłoń.
Jenny POV 
Siedzieliśmy z Justinem w jego sali rozmawiając. Ja cały czas w głowie miałam te słowa które powiedział mi właśnie wtedy. Po podaniu leków był na prawdę spokojnym człowiekiem, lubiłam z nim rozmawiać. To było na prawdę coś innego. Kiedy mój telefon zadzwonił spojrzałam na niego. Wiadomość od Bruce'a.
- Muszę wyjść na chwilę.- powiedziałam podnosząc się. Spojrzał na mnie delikatnie marszcząc brwi, może pomyślał że mam go już dosyć?
- Bruce natychmiast kazał stawić się wszystkim u siebie w gabinecie. Nie wiem o co mu może chodzić. - Wzruszyłam ramionami, nakładając buty na nogi.
- On raz na miesiąc robi tak narady, nie musisz się bać. - Szatyn puścił w moim kierunku oczko. Uśmiechnęłam się i całkiem nieświadoma wyszłam z sali kierując się korytarzami na górę. 10 minut zajęło mi znalezienie jego gabinetu. Wszędzie były wywieszone plakietki GABINET NR 5, 6,7,8... Kiedy w końcu trafiłam na odpowiedni weszłam do niego, gdzie wszyscy już na mnie czekali.
Justin POV
Wierciłem się na łóżku czując pewny.. Niepokój? Głos w mojej głowie błagał, i rozkazywał bym kogoś zabił. Jestem tylko człowiekiem, chorym człowiekiem który bardzo poddaje się pokusom swojej choroby. Chwyciłem za fartuch Jenny, z którego na materac mojego łózka wypadł zapasowy identyfikator i klucz do szafki w której były moje leki. Justin weź leki. Nie sprzeciwiałem się, wstałem i pośpiesznie otworzyłem szafkę. Kiedy brałem dosyć sporych rozmiarów pudełko z lekami do rąk, zleciało ono na podłogę wysypując wszystkie małe pudełeczka z lekami. Łykałem garściami leki na pobudzenie mieszając je również z lekami uspokajającymi i tymi które trochę łagodziły moją chorobę. Dobry chłopak. Głos zaśmiał się złowieszczo. Następnie wziąłem nóż spod materaca. Identyfikatorem otworzyłem drzwi i wychyliłem się aby upewnić sie czy nikogo tam nie ma. Przypomniałem sobie że cały personel jest teraz w gabinecie Bruce'a. Wybiegłem z sali idąc poprzez długi korytarz. Zaciskałem dłoń na trzonku noża, czując jak moje serce bije coraz to szybciej. Wpadłem do pokoju pielęgniarek które miały dyżur. 3 z nich uciekły więc.. Została mi tylko jedna. Zgwałć ją skurwysynie! Od razu przycisnąłem młodą kobietę do ściany brutalnie zrywając z niej dolną część bielizny. Była może niewiele starsza ode mnie, wpatrywałem się w jej duże zielone oczy wchodząc w nią bardzo mocno. Zatkałem jej usta dłonią, choć wiedziałem że pewnie niedługo przybiegnie tu ochrona. Kiedy doszedłem ubrałem się, z zamiarem wyjścia ale... TERAZ ZABIJ TĄ SUKĘ. Odwróciłem się w jej kierunku i kucnąłem przy niej.
- Do zobaczenia w piekle. - Mruknąłem wbijając w jej brzuch ostrze które wyszło na wylot. Słyszałem charakterystyczny dźwięk na kafelkach. Wbijałem w nią nóż niczym w pluszowego misia. Ręce i koszulkę miałem ubrudzone jej krwią. Podłoga miała na sobie powłokę z jej świeżej krwi. Wybiegłem z pokoju. Zacząłem kręcić sie jak popierdolony na środku holu, krzycząc i błagając by głos przestał skłaniać mnie do złego. Wyrzuciłem nóż z hukiem, i zacisnąłem dłonie na włosach przez co ubrudziłem je krwią. Miałem ochotę sam siebie zajebać. Czułem zaschniętą krew na policzkach, głos śmiał się w niebo głosy mówiąc że jestem zerem. Upadłem na kolana płacząc. Teraz będziesz płakać jak pizda?
- Daj mi kurwa spokój! - Wrzasnąłem na całe gardło chowając twarz w zakrwawionych dłoniach. On znowu się śmiał. Usłyszałem kroki a kiedy spojrzałem w górę ujrzałem.. Jenny. Była wystraszona a za nią stał Bruce ta szmata Angela oraz Hayden. Dalej Justin, chwyć nóż i zabij sukę.
- Nie zabije jej! - Wrzasnąłem po raz kolejny uderzając z całej siły w kafelkową podłogę. Spojrzałem ponownie w górę i zobaczyłem mojego.. Ojca. Stał nade mną zwycięsko się uśmiechając. Zacząłem panicznie płakać, bałem się ze coś mi zrobi.
- Zostaw mnie! - Zapłakałem odsuwając się do tyłu. Usiadł przy mnie łapiąc mnie mocno za policzki, zacząłem się wyrywać.
- Justin błagam uspokój się. - Usłyszałem kobiecy głos. Otworzyłem oczy i okazało się że mojego taty tutaj nie ma. To była Jenny. Miała rozmazany makijaż. Była cała zapłakana. Spojrzałem za nią, a tam stał praktycznie cały personel. Wpatrywali się w nas ze łzami w oczach. Usiadłem wtulając się mocno w ciało dziewczyny. Znowu to zrobiłem.. Płakałem jak małe dziecko, wtulając się w jej małe ciało i jakby szukając w niej pomocy.. Której tak bardzo teraz potrzebowałem.

                                   Pytania? Zaprasza na ASKA:)
                                Kolejny rozdział.. 35 komentarzy:)

35 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Czekam na kolejny <3
    I możesz wyłączyć weryfikacje obrazkową? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. taak bardzo kocham tego bloga ! To jeden z najlepszych, które czytałam *O* <3 Czekam niecierpliwie na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział to totalna miazga! Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym mieć taki talent jaki masz ty! Kocham to ff! Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam nie rób nam ultimatum to jest boskie dobrze o tym wiesz.Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak samo jak ty płacze czytają końcowe POV jussa. Świetny, Czekamy na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty ;) czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ohh genialności ^^ :D

    OdpowiedzUsuń
  8. miło się czytało;p

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebisty ! Czekam xxx

    OdpowiedzUsuń
  10. dla mnie mega;) brak słów czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  11. cudowny rozdział :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. cud miód malina :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz talent :o jeszcze tylko 5 komów <333 komentujcie miśki ;3

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny rozdział ;) a ty świetnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  15. super! czekam na kolejny xx

    OdpowiedzUsuń
  16. Chce nastepnh :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny<3 kiedy nn? :)

    OdpowiedzUsuń